powrót

Relacja Ani Kraśko - wrzesień i październik 2017

Trudno w to uwierzyć, ale w momencie, w którym piszę ten tekst, zostały mi dokładnie 42 dni czyli 6 tygodni pobytu w Finlandii. Zdawało się, że te siedem miesięcy nigdy nie minie i ciągle nie mogę pojąć, jak długo już tu jestem. Czas leci niezmiernie szybko, szczególnie gdy dni stają się coraz krótsze, pogoda coraz chłodniejsza i czuć już coraz bardziej święta.

Mimo że Finlandia stała się moim drugim domem i nie mam absolutnie nic złego do powiedzenia na jej temat, trochę nie mogę się doczekać świąt i kolejnych przygód. Ostatnie tygodnie tutaj będą zatem czasem podsumowań i refleksji na temat tego, co tu przeżyłam. Czemu więc nie zacząć już teraz?

Te jesienne miesiące były czasem rutyny; czegoś, czego trudno było mi doświadczyć podczas letnich wyjazdów na obozy w różne zakątki Finlandii, poznawania tego miejsca czy poznawania wielu ludzi. Uważam, że ani rutyna ani chaos nie są złe, o ile są one w odpowiednich ilościach. Mogłam sprawdzić się w obu sytuacjach i znaleźć to, co odpowiada mi bardziej. Przecież ten czas w Finlandii miał być dla mnie okazją na zebranie doświadczeń i odkrycie kolejnych marzeń na liście „do spełnienia”.

Jesień jest też i czasem refleksji. Już teraz widzę jak wiele się nauczyłam i jak bardzo zmieniłam swoje podejście do świata. W porównaniu do moich współlokatorek czy nawet i samych Finów, nie przeszkadza mi deszczowa jesienna pogoda – znajduję w tym raczej idealny moment na chwilę z gorącą czekoladą i książką. Chyba prawdą jest więc stwierdzenie, że pozytywne nastawienie pomaga w życiu. Tak też podeszłam do wyzwania, jakim była praca w ośrodkach dla młodzieży. W nagrodę przyjemnie mnie ona zaskoczyła – nigdy nie uważałam się za najbardziej cierpliwą osobę wśród dzieci, a jednak tak bardzo zżyłam się z różnymi grupami, że trudno jest mi się z nimi rozstać. I nie chodzi tu tylko o powrót do Polski, ale również zmianę poszczególnych ośrodków – podczas mojego pobytu mam pracować bowiem w trzech różnych miejscach. Otwartość i chęć podejmowania wyzwań to ważna rzecz, której tak naprawdę nauczyłam się w pełni tutaj, rzucona na głęboką wodę.

Mam przeczucie, że każdego dnia uczę się czegoś nowego. Wiem, brzmi jak pusty farmazon z książki na temat motywacji i produktywności. Ale tak jest. Spotyka mnie wiele wyzwań, którym jednak udaje mi się podołać. Uczę się w końcu nowego języka (i mogę zdecydowanie powiedzieć, że fiński nie jest tak trudny, jak sobie to wyobrażałam. Jest zupełnie inny i specyficzny, ale fakt, że mówię po polsku sprawia, że niełatwo jest znaleźć coś trudniejszego).

Moja lista marzeń do spełnienia w Finlandii powoli się kończy. Został jeszcze wyjazd do Rovaniemi tydzień przed moim powrotem (a co za tym idzie, również i tydzień przed Świętami) i, o ile szczęście dopisze, zorze polarne (których niestety nie udało mi się doświadczyć) Znalazły się na niej za to inne, nieplanowane wcześniej punkty, które udało mi się niechcący spełnić. Rozstania są trudne, ale zapisuję już kolejną listę; planuję kolejne miejsce. Dotychczas Finlandia była cudowna i nie zanosi się na to, żeby było inaczej.